poniedziałek, 26 listopada 2012

Od Burauni: c.d.o. Kiry


Siedziałam  w naszej jaskini, bo padało, gdy nagle usłyszałem głośny huk. Po chwili do środka wpadły Kira i Etienette, pytając co się stało. Nagle wpadł cały przemoczony Domani i zaczął krzyczeć:
- Słuchajcie!! Piorun trafił w drzewo, które zaczęło się palić! Jeśli zaraz tego nie ugasimy spłonie cały las!! – zerwałyśmy się i zaczęłyśmy biec w stronę dymu. Nagle zauważyliśmy gigantyczną skalę zniszczeń. Domani miał rację, ogień zaczynał już sięgać jaskiń. Deszcz nie poradziłby sobie z taką pożogą. Wszystkie zaczęłyśmy ugaszać ogień wodą i powietrzem. Powoli płomienie zaczęły się cofać, ale to za mało. Po minucie przybiegli Amber i Domani i zaczęli nam pomagać.  Domani przygniatał i dusił ogień wilgotną ziemią, a Amber razem ze mną i Kirą gasiły największe języki ognia. Etienette zaś, kierowała płomienie w naszą stronę, z dala od jaskiń, uderzając w palące się drzewa. Po paru godzinach ogień się cofnął i w końcu zgasł. Wszyscy ciężko dyszeli i zataczali się ze zmęczenia. Powlekliśmy się do jaskini, a ja zrobiłam wszystkim gorącą czekoladę i rozpaliłam ognisko.
- Dobra robota, kochani. – powiedziałam i uśmiechnęłam się słabo. Po chwili kichnęłam głośno. Chyba się przeziębiłam.
- Uuuu, nasza dzielna wilczyca się rozchorowała. – powiedział Domani żartobliwie i uśmiechnął się. Jęknęłam głośno i przytuliłam się do niego sącząc powoli czekoladę. Znowu kichnęłam.
- Nienawidzę chorować. – mruknęłam jak dziecko, a wszyscy się roześmiali.

<dokończ ktoś proszę>