Spałam w naszej jaskini, wtulona w Domaniego. Dopiero
niedawno zaczęło świtać, a on jak zwykle już musi wstawać.
- Wstawaj piękna, czas wziąć się do pracy. – Mówi trącając
mnie nosem. Znajduję łapą koc, nakrywam się nim i jeszcze mocniej się do niego
przytulam, by dać mu do zrozumienia, że nie mam zamiaru w najbliższym czasie
wstać. Zachichotał. Uchyliłam powieki na pół centymetra i spojrzałam na niego.
- Rozumiem, że lubisz wcześnie wstawać, ale błagam daj mi
czasem się wyspać. – mruknęłam sennie.
- Wyspałaś się już wczoraj. - powiedział z uśmiechem.
Akurat. Uważa, że jak da mi pięć, czy dziesięć minut więcej to się wyśpię.
Rzuciłam mu znaczące spojrzenie, a on znowu zachichotał i zabrał mi koc.
Mruknęłam cicho i dźwignęłam się na nogi otrzepując z resztek snu. Zakładanie
watahy to nie przelewki. Ustaliliśmy już z innymi watahami w pobliżu, jaki
możemy zająć tereny i ogarnęliśmy je trochę. Ale zostały jeszcze jaskinie i
przede wszystkim: WILKI! Od Razu zabraliśmy się do pracy. Obejrzeliśmy i
wstępnie posprzątaliśmy każdą jaskinię. Domani musiał kilka z nich zasypać, bo stwarzały
niebezpieczeństwo dla innych wilków, takie jak: spadające odłamki z sufitu,
jadowite pająki, czy inne podobne problemy. Mimo wszystko i tak zostało
kilkadziesiąt wolnych jaskiń. Kiedy skończyliśmy, słońce już chyliło się ku
zachodowi.
-Uff… niezła robota! – powiedział Domani oglądając rezultaty
naszej pracy.
- Prawda. – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek. Nagle
zaburczało mi w brzuchu. Domani się uśmiechnął.
- Idziemy coś zjeść? – zapytał.
- Wiesz, że nie odmówię. – powiedziałam z uśmiechem i
ruszyliśmy w stronę naszej jaskini.
Byliśmy zmęczeni i głodni; szczęście, że Domani wcześniej
upolował już jelenia, dzięki czemu nie musieliśmy polować w takim stanie. Po
wszystkim poszliśmy spać. Mieliśmy za sobą ciężki dzień pracy, ale do końca
jeszcze długa droga…
C.D.N.