sobota, 16 lutego 2013

O Kiry c.d Raisera

Biegłam i biegłam ile mogłam. Wiedziałam, że są już niedaleko. Deptali mi po piętach. Po tym jak wpadłam w pułapkę przez nich zmyślnie zastawioną ledwo im umknęłam. Nie miałam już siły. W głowie desperacko zaświtała mi pewna myśl. Weszłam pod rozłożysty świerk. Użyłam mocy i wykopałam dużą jamę, przypominającą króliczą, jednak o wiele, wiele głębszą. Tunel, w którym się skryłam. Wyhodowałam wokół krzaki i ciernie. Teraz nikt się tu nie przedrze. Odwróciłam wiatr w drugą stronę, by nie mogli mnie zwęszyć. Wodą zmazałam ślady. Stworzyłam na niebie burzowe chmury. które lunęły deszczem. Siedziałam bez ruchu przypominając marmurowy posąg. Nasłuchiwałam. Usłyszałam ich tupot. Byli tuż obok. Bałam się drgnąć, a nawet oddychać. Zatrzymali się rozglądając i węsząc. Usłyszałam gniewne pomruki i przekleństwa. Błagałam by mnie nie zauważyli. Po kilku minutach męczarni odeszli. Nie ma sensu iść dalej. Będę musiała tu przeczekać dzisiejszą noc. Nagle poczułam w boku boleśne kłucie. Znalazłam dużą ranę, z której obficie lała mi się wściekle czerwona krew. Położyłam na niej łapę. Dzięki mojej mocy powoli się zasklepiała. Bardzo powoli. Gdy wreszcie pozostał już tylko mały ślad, stwierdziłam, że zużyłam już moją całą energię. Starczyło mi jej jeszcze na tyle by usłyszeć ciche kroki a potem ujrzeć moją Reissi. Przyszła do mnie... Kochana. Może jest jeszcze nadzieja na powrót. Odpłynęłam. Śniłam o Raiserze. Widziałam jak biegnie i mnie szuka. Jest cały i zdrowy! Chciałam mu powiedzieć gdzie jestem. Ale nie mogłam. Było tu zbyt niebezpiecznie. Dwa wilki łatwiej wyśledzić niż jednego. Powiedziałam byśmy spotkali się w świątyni Hathor. Mógł wejść tam tylko ktoś o czystym sercu. Ktoś dobry, komu zależało bardzo nie na sobie, lecz na innej osobie. Tylko tam nie dotrą moi wrogowie. Miałam nadzieję, że słyszał co mówiłam do niego w mojej wizji. Lecz zanim ja ta dotrę może upłynąć jeszcze kawał czasu.

<Raiser?>