Biegłam i biegłam ile mogłam. Wiedziałam, że są już niedaleko. Deptali
mi po piętach. Po tym jak wpadłam w pułapkę przez nich zmyślnie
zastawioną ledwo im umknęłam. Nie miałam już siły. W głowie desperacko
zaświtała mi pewna myśl. Weszłam pod rozłożysty świerk. Użyłam mocy i
wykopałam dużą jamę, przypominającą króliczą, jednak o wiele, wiele
głębszą. Tunel, w którym się skryłam. Wyhodowałam wokół krzaki i
ciernie. Teraz nikt się tu nie przedrze. Odwróciłam wiatr w drugą
stronę, by nie mogli mnie zwęszyć. Wodą zmazałam ślady. Stworzyłam na
niebie burzowe chmury. które lunęły deszczem. Siedziałam bez ruchu
przypominając marmurowy posąg. Nasłuchiwałam. Usłyszałam ich tupot. Byli
tuż obok. Bałam się drgnąć, a nawet oddychać. Zatrzymali się
rozglądając i węsząc. Usłyszałam gniewne pomruki i przekleństwa.
Błagałam by mnie nie zauważyli. Po kilku minutach męczarni odeszli. Nie
ma sensu iść dalej. Będę musiała tu przeczekać dzisiejszą noc. Nagle
poczułam w boku boleśne kłucie. Znalazłam dużą ranę, z której obficie
lała mi się wściekle czerwona krew. Położyłam na niej łapę. Dzięki mojej
mocy powoli się zasklepiała. Bardzo powoli. Gdy wreszcie pozostał już
tylko mały ślad, stwierdziłam, że zużyłam już moją całą energię.
Starczyło mi jej jeszcze na tyle by usłyszeć ciche kroki a potem ujrzeć
moją Reissi. Przyszła do mnie... Kochana. Może jest jeszcze nadzieja na
powrót. Odpłynęłam. Śniłam o Raiserze. Widziałam jak biegnie i mnie
szuka. Jest cały i zdrowy! Chciałam mu powiedzieć gdzie jestem. Ale nie
mogłam. Było tu zbyt niebezpiecznie. Dwa wilki łatwiej wyśledzić niż
jednego. Powiedziałam byśmy spotkali się w świątyni Hathor. Mógł wejść
tam tylko ktoś o czystym sercu. Ktoś dobry, komu zależało bardzo nie na
sobie, lecz na innej osobie. Tylko tam nie dotrą moi wrogowie. Miałam
nadzieję, że słyszał co mówiłam do niego w mojej wizji. Lecz zanim ja ta
dotrę może upłynąć jeszcze kawał czasu.
<Raiser?>