niedziela, 17 lutego 2013

Od Tofinki


Mama pozwoliła mi wyjść samej na spacer ale nie daleko. Poszłam na spacerek do pobliskiego lasku. Usłyszałam dziwny dźwięk. Coś jak szuranie łap po liściach tylko to było cięższe napewno dużo cięższe niż ja.
I wtedy zobaczyłam to coś. Było duże i dziwne. Zjadało dużego łosia.
Podleciała do mnie. Myślałam że stanie mi ze strachu serduszko. Nie miałam jak uciec bo okrążała mnie.
- Co ode mnie chcesz?- zapytałam choć nie myślałam że odpowie.
- Po prostu się przyglądam.- oczy mało co mi nie wypadły gdy przemówiła- Może nadajesz się na smoczego jeźdzca? Hę.
- Ja?!
- Tak. Mam na imię Jane. ( Dżejn)
- Ja nazywam się TOFINKA.
- Widzę, że nie jesteś dorosła co?
- Nie nie jestem.
- To choć lecimy do twojej mamy lub taty.
- Mamy. Jak lecimy ja dopiero uczę władać się powietrzem.
- Nie marudzi ale wsiadaj.
Wzniosła się ponad drzewa i leciałyśmy. Nagle ujrzałam mamę która stała
na wejściu jaskini. Zeszłam ze smoczycy.
- Mamo to jest Jane. Zostałam smoczym jeźdźcem.
- Od kiedy ją znasz?
- Od kilku godzin.
- Aha.
  Później przestawiłam Jane tacie.
I już później było tylko zabawnie.
Mama nauczyła mnie w razie czego latania. Ale i tak częściej latam na grzbiecie Jane.