Słońce już wschodziło pomyślałem że może
zapoluję na słonecznym lesie. Więc pobiegłem spacerkiem do lasu. I
węszyłem przez około pięć minut,
aż poczułem coś dziwnego, nigdy nie spotkałem tego zapachu.
Mój instynkt ciągną mnie żeby biec za tym zapachem lecz doskwierał mi
głód. Instynkt wygrał. Za chwilę pędziłem już za zapachem. Nagle trop
się urwał.
- Co to, co się dzieje?-wyłem. Coś na mnie spadło. Zacząłem się
rwać , a to coś się we mnie wbijało. Usłyszałem głosy ludzi- przeraziłem
się śmiertelnie. Gryzłem, aż przegryzłem ze 4 oczka.- to coś było
mocne!
Ludzie byli coraz bliżej. Nagle wpadł mi do głowy pomysł.-wykopie dół i
ucieknę. Kopię, kopię i wykopałem to że się prześlizgnąłem. Pędem przed
siebie. Uff! Niema ich ,żyję! Ciekawe co te łotry chciały ze mną
zrobić. Wiem: obedrzeć ze skóry, nie jeszcze lepiej wziąć do niewoli,
wolę już
śmierć. Och, gdzie ja jestem? Nie wiem. Uff. Mam swój poprzedni trop samego siebie - wracam i zapoluję. Najadłem się i och chcę mi się pić. Idę nad wodospad , nie nad
rzeczkę. Napiłem się i poszedłem na plażę gdzie spędziłem cały dzień.