Spojrzałam na Alkivo. Spytał mnie o to, czego bałam się od tak dawna.
Znaliśmy się już długo, ale... bałam się miłości. Nie czułam się gotowa.
Los pisze nam zawsze podobny scenariusz... rodzisz się, żyjesz w
watasze, wiążesz się z kimś, rodzisz dzieci, a potem... umierasz. Ja od
zawsze się buntowałam. Nie chciałam być taka jak inni. Wszystko musiało
być po mojemu. Spojrzałam na Alkivo, a on widocznie odczytał z wyrazu
mojej twarzy, co chcę mu powiedzieć. Przyjął to ze spokojem, choć
zauważyłam, że przez jego oczy przeszedł strumień bólu. To było ponad
moje siły, przemieniłam się w wiatr i uciekłam z zamku. Nie wiedziałam
gdzie jestem, zrozpaczona miotałam się w koło, aż drzewa zaczęły się
niebezpiecznie bujać. W końcu zobaczyłam wodospad i poleciałam w jego
kierunku. Ze smutkiem usiadłam na skale. Alkivo tak zaplanował ten
dzień, miało być tak pięknie... jednak ja jak zwykle wszystko zepsułam.
Po policzku poleciała mi łza. Zależało mi na Alkivo... czemu więc nie
chciałam się zgodzić? Czy muszę wszystko zniszczyć... jednak wszystko
stało się tak szybko, nie byłam gotowa. Pytanie tylko, czy kiedykolwiek
będę... W oddali zobaczyłam mały punkt na niebie... Pewnie Alkivo mnie
szukał. Nie chciałam sprawić mu bólu,a myśląc o tym zdałam sobie sprawę,
że ból zadałam przede wszystkim sobie. Jęknęłam. Chciałam tak bardzo
się kogoś poradzić, przytulić do kogoś... ze smutkiem przypomniała mi
się moja rodzina. Wtedy też wszystko zepsułam. Opuściłam ich, a teraz
zaczęłam tego żałować. Chciałabym wrócić... tylko że z niektórych dróg
nie ma odwrotu...
(Alkivo?) |