środa, 2 stycznia 2013

Od Lyki: c.d. Blue

Alkivo był fajny, ale niekiedy wkurzał. No cóż, cały mój brat. Zawsze taki był i tego nie zmienię. Wpatrywałam się w niego zamyślona. Jego historyjki były ciekawe, ale ja i tak byłam pogrążona w myślach. Wreszcie zasnęli. Najpierw Blue i Alkivo, potem Fanta, a na końcu ja. Nie mogłam spać. Byłam zbyt szczęśliwa z faktu, że odnalazłam brata. Nie widziałam go tak długo, a teraz będziemy rodzeństwem w jednej watasze. Było to dla mnie wielkim osiągnięciem i ulgą po śmierci ojca. Ja go zabiłam i było mi z tym okropnie. Myśląc tak zasnęłam zmęczona. Nie miałam żadnych snów, albo przynajmniej ich nie pamiętałam. Gdy się obudziłam, poczułam zapach pysznego śniadania. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jelenia. Pysznego, soczystego jelenia. Od tygodnia nie miałam takiego mięsa w budzi. Brakowało mi tego od dawna, wiec na sam zapach byłam szczęśliwa jak nigdy. Szybko wstałam i zaczęłam zajadać. Wyglądałam jak dziecko, któremu podają jedzenie pod pyszczek. Na tą myśl wybuchłam śmiechem. Chłopcy zaczęli się zbierać. Ja po śniadaniu musiałam się zająć Fantą. Była przygnębiona i brakowało jej mojego towarzystwa. Spojrzałam na nią. Pogłaskałam delikatnie po głowie i pocałowałam. Zaczęłam się z nią bawić. Musiałam z nią spędzić trochę czasu. Brakowało mi jej, a jej mnie. Wiec wszystko było jasne. Wystarczyła zabawa, żeby ją postawić na nogi.
- Jak tam kochanie? - przywitał mnie Blue. Odwróciłam się do niego i pocałowałam.
- Nijak. Musiałam zająć się Fanta. Brakowało jej mnie. - odpowiedziałam nie przestając czochrać łebka feniksa.
- Nie tylko jej. - powiedział prawie szeptem Blue. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. On tylko uśmiechnął się do mnie bez życia.
- Jak to?
- Zanim wyruszyłaś na wyprawę,  byłaś taka radosna. Nie obchodził cie świat, ani przyszłość. Obserwowałaś to, co jest teraz i to się liczyło. W czasie wyprawy jednak byłaś nieobecna. Nie było cię. Nie odzywałaś się. Byłaś poważna, a teraz znów wróciłaś. - po tych słowach spuściłam głowę. Nie wiedziałam, że aż tak się zmieniłam.
- Przepraszam. - wyszeptałam i pocałowałam go. Od pocieszył mnie i zaczęliśmy iść. Droga do naszego drzewa była bardzo długa, a co dopiero do watahy. Wiedziałam, że zajmie to jeszcze dwa, albo trzy dni. Po drodze rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
- Masz partnerkę? - zapytałam Alkivo. On spojrzał na Fantę.
- Wiesz, jeśli mam jakąś, o której nic nie wiem, to tak, a o żadnej nic nie wiem - odpowiedział żartobliwie, a Blue zaczął chichotać.
- A poważnie?
- Nie mam, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ani nie starałem się jej mieć.
- Nie poznaję cię.
- Wiem, zmieniłem się.
- Kiedyś byłeś małym czarno - żółtym wilczkiem ze skrzydłami, a teraz...
- Dorosłem?
- Tak, umknęło mi to słowo. A gdzie byłeś tyle czasu?
- To inny i zamknięty rozdział mojego życia, wiec może kiedyś ci powie, ale teraz dodam, że też się zmieniłaś
- Niby jak?
- Jesteś teraz ładniejsza. - odpowiedział zadziornie mój braciszek, a ja do niego podbiegłam i dałam mu mocnego kuksańca. On oddał mi i zaczęła się walka. Uderzaliśmy się na wzajem. Byliśmy na górce i po chwili toczyliśmy się z niej. Śmiałam się bez przerwy. Gdy byliśmy na dole, kręciło mi się strasznie w głowie. Po pięciu minutach dopiero zauważyłam, że jesteśmy  na łące. Wstałam, ale zaraz znów upadłam. Mój brat nawet nie próbował. Blue podbiegł do mnie i pomagał mi wstać. Alkivo zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Było śmiesznie. Nie wiedziałam, że tak to się potoczy. Po około piętnastu minutach znów szliśmy, tylko tym razem pod górkę. Tylko trochę zboczyliśmy  z kursu, co jednak musieliśmy szybko nadrobić. Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, ale nasza mała grupka nadal szła. Choć słabo i jak na skazanie jednak przechodziliśmy kolejne kilometry.
- Wiesz, Lyka... - zaczął Alkivo.
- No? - zapytałam nie wiedząc, czego on chce. Byłam zmęczona, ale musieliśmy dojść do watahy jak najszybciej.
- Jeśli znów będziesz chciała mnie ratować, to przynieś taczkę. - odpowiedział, a ja na niego spojrzałam zdziwiona.
- Bo?
- Na moje zwłoki. Bo ta droga to tortury.
- Wiesz, jeśli jesteś zmęczony to... idź dalej żołnierzu i nie ociągaj się! - na te słowa Alkivo przyśpieszył. Zaczęłam się śmiać. On to potrafi zawsze poprawić humor i zachęcić do działania. Bardzo to w nim doceniałam i wiedziałam, że to u niego jest najlepsze. Zaczęła zapadać noc. Byliśmy już przy jeziorku, nad które przychodziłam z Blue. Wiedziałam, że jesteśmy niedaleko drzew. Chciałam dojść pod drzewa, ale wiedziałam, że chłopaki nie dociągną. Fanta, choć przez cała drogę leciała z nami, teraz szła, bo nie miała już siły.
- Zatrzymamy się tu na noc. - powiedziałam widząc miejsce na posłania i ognisko.
- Taak!! - krzyknął Alkivo, a ja spojrzałam na niego  zdziwiona. - No co?
Pokręciłam tylko głową i zaczęłam rozkładać postania. Blue rozpalał ognisko, a Alkivo... Alkivo padł na ziemi i leżał. Pokręciłam znów głową i zaczęłam się śmiać.
- Niezłego masz braciszka. - powiedział Blue.
- Nom, niezłego. - odparłam spoglądając na leżące bezwładne ciało brata. Gdy wszystko było gotowe, Fanta padła i od razu zasnęła. Mój brat ledwo doczołgał się do posłania i gdy tylko poczuł je pod sobą, zasnął. Ja i Blue zrobiliśmy to samo. Gdy już zasypiałam, poczułam jego pocałunek. Uśmiechnęłam się przez sen.

(Blue? Ciężki dzień?)