Zsunąłem z ust szal i ugryzłem obojętnie kawałek pizzy cały czas patrząc na okno. Coś tam nie pasowało… czaiło się. W świecie ludzi ostatnio nie jest bezpiecznie… Słyszałem jak Lyka próbuje ogarnąć wszystkich, by się nie pozabijali o te kawałki przyprawionego ciasta. Westchnąłem cicho. Nagle dostrzegłem na zewnątrz ruch. To nie było ludzkie zjawisko.
- Cisza. – powiedziałem nie otwierając ust. Nie zareagowali.
– Cisza! – wrzasnąłem umyłem wstając gwałtownie i wyrzucając na ziemię resztki
pizzy. Wszyscy patrzyli na mnie osłupiali. Podszedłem do okna i przyłożyłem do
niego dłoń. Była nienaturalnie zimna. Zmarszczyłem czoło.
- Ani… mru-mru. – powiedziałem cicho nie odwracając się.
Rozglądałem się uważnie dookoła. Nagle ujrzałem dziewczynę idącą
chodnikiem. Coś na nią wyskoczyło i ujrzałem to:
Cofnąłem się, chwiejąc, od okna. Miałem szeroko otwarte ze
strachu oczy i trząsłem się. Nie. Nie! Jak oni mnie znaleźli?! Ktoś mnie złapał
za ramię i przytrzymał.
- Shinu? Shinu, co się stało? – słyszałem czyiś głos, ale
nic do mnie nie docierało. Czułem, jak się zbliżają. Uskrzydlone szkielety.
- Wszyscy padnij! – wrzasnąłem. Nie wiedziałem, czy tak
zrobili. Zmieniłem swoją postać do walki:
Otrząsnąłem się i zobaczyłem jak jeden ze szkieletów
przenika przez szybę i mknie w moją stronę. Odsłoniłem teraz zielone oczy i
spojrzałem na niego.
- Shinu* - powiedziałem cicho. Szkielet zmienił się w proch.
Na jego miejsce pojawiły się cztery inne. – Shinu – powtórzyłem. Tym razem nie
pojawił się żaden kościotrup. Odwróciłem się, gdy nagle coś wskoczyło mi na plecy
i zaczęło ciągnąć za skrzydła. Krzyknąłem krótko. Sięgnąłem do tyłu i
rozgniotłem rękami czaszkę kolejnego ze skrzydlatych. Spojrzałem na ziemię.
Lykę, Blue, Camille, Kate i Alkivo otoczyły szkielety. Strzelali w nie
zaklęciami i mocą, ale one wchłaniały je i powiększały się. Czułem jak po
plecach cieknie mi krew.
- Stójcie! Tylko je wzmacniacie! – krzyknąłem. Szkielety
spojrzały na mnie i ruszyły w moją stronę. Rozpostarłem szeroko ramiona i
pozwoliłem im się otoczyć. Zaczęły mnie gryźć i truć. Zamknąłem oczy.
- Shi-Shinu… - szepnąłem. W jednej chwili wszystkie
uskrzydlone kościotrupy zniknęły. Nie
czułem już ich obecności. Osunąłem się na kolana. Dyszałem ciężko. Cały byłem w
czarnej krwi. Trucizna zniknęła wraz ze skrzydlatymi, ale rany nie. Spojrzałem
w górę. Wszyscy byli cali i gapili się na mnie. Spojrzałem na Lykę.
- Teraz już rozumiesz, czemu chcę być sam? – spytałem. Po
chwili zemdlałem.
<Lyka, Blue lub ktoś inny z grupy?>
*Shinu - To imię wilka, ale jednocześnie po japońsku znaczy "zgiń", "zgińcie", "ginąć"