sobota, 30 marca 2013

Od Shinu: c.d. Lyki


Zsunąłem z ust szal i ugryzłem obojętnie kawałek pizzy cały czas patrząc na okno. Coś tam nie pasowało… czaiło się. W świecie ludzi ostatnio nie jest bezpiecznie… Słyszałem jak Lyka próbuje ogarnąć wszystkich, by się nie pozabijali o te kawałki przyprawionego ciasta. Westchnąłem cicho. Nagle dostrzegłem na zewnątrz ruch. To nie było ludzkie zjawisko.
- Cisza. – powiedziałem nie otwierając ust. Nie zareagowali. – Cisza! – wrzasnąłem umyłem wstając gwałtownie i wyrzucając na ziemię resztki pizzy. Wszyscy patrzyli na mnie osłupiali. Podszedłem do okna i przyłożyłem do niego dłoń. Była nienaturalnie zimna. Zmarszczyłem czoło.
- Ani… mru-mru. – powiedziałem cicho nie odwracając się. Rozglądałem się uważnie dookoła. Nagle ujrzałem dziewczynę idącą chodnikiem. Coś na nią wyskoczyło i ujrzałem to:



Cofnąłem się, chwiejąc, od okna. Miałem szeroko otwarte ze strachu oczy i trząsłem się. Nie. Nie! Jak oni mnie znaleźli?! Ktoś mnie złapał za ramię i przytrzymał.
- Shinu? Shinu, co się stało? – słyszałem czyiś głos, ale nic do mnie nie docierało. Czułem, jak się zbliżają. Uskrzydlone szkielety.
- Wszyscy padnij! – wrzasnąłem. Nie wiedziałem, czy tak zrobili. Zmieniłem swoją postać do walki:



Otrząsnąłem się i zobaczyłem jak jeden ze szkieletów przenika przez szybę i mknie w moją stronę. Odsłoniłem teraz zielone oczy i spojrzałem na niego.
- Shinu* - powiedziałem cicho. Szkielet zmienił się w proch. Na jego miejsce pojawiły się cztery inne. – Shinu – powtórzyłem. Tym razem nie pojawił się żaden kościotrup. Odwróciłem się, gdy nagle coś wskoczyło mi na plecy i zaczęło ciągnąć za skrzydła. Krzyknąłem krótko. Sięgnąłem do tyłu i rozgniotłem rękami czaszkę kolejnego ze skrzydlatych. Spojrzałem na ziemię. Lykę, Blue, Camille, Kate i Alkivo otoczyły szkielety. Strzelali w nie zaklęciami i mocą, ale one wchłaniały je i powiększały się. Czułem jak po plecach cieknie mi krew.
- Stójcie! Tylko je wzmacniacie! – krzyknąłem. Szkielety spojrzały na mnie i ruszyły w moją stronę. Rozpostarłem szeroko ramiona i pozwoliłem im się otoczyć. Zaczęły mnie gryźć i truć. Zamknąłem oczy.
- Shi-Shinu… - szepnąłem. W jednej chwili wszystkie uskrzydlone kościotrupy  zniknęły. Nie czułem już ich obecności. Osunąłem się na kolana. Dyszałem ciężko. Cały byłem w czarnej krwi. Trucizna zniknęła wraz ze skrzydlatymi, ale rany nie. Spojrzałem w górę. Wszyscy byli cali i gapili się na mnie. Spojrzałem na Lykę.
- Teraz już rozumiesz, czemu chcę być sam? – spytałem. Po chwili zemdlałem.

<Lyka, Blue lub ktoś inny z grupy?>

*Shinu - To imię wilka, ale jednocześnie po japońsku znaczy "zgiń", "zgińcie", "ginąć"