Martwiłem się o nią. Często zdawała się nieobecna duchem. Wykonywała różne czynności mechanicznie. Chodziła zamyślona i poważna. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do celu, by odzyskać swoją ukochaną. Czasami udało mi się wyrwać ze stanu otępienia, porozmawiać z nią, pożartować… ale zaraz znowu jej wzrok stawał się nieobecny, a mina poważna. Jednak nie miałem zamiaru jej zostawić. Wręcz przeciwnie. Coraz bardziej utwierdzała mnie w przekonaniu, że muszę z nią zostać za wszelką cenę.
Następnego dnia, znowu wyruszyliśmy w drogę. Ja leciałem na Fancie a Lyka prowadziła. Była jak w transie. Ale ją rozumiałem. Musiała lecieć, to niech lecie, ale ja razem z nią. Nie ruszę się od niej ani na krok.
Nagle na horyzoncie zamajaczył widok gór…
<Lyka? Jaki był cel porróży?>