Trochę mnie męczyło już to ciągłe padanie i wstawanie. Na szczęście Lyka znalazła już sposób na niedobór mojej życiowej energii. Wstałem, lecz zachwiałem się. Moja ukochana patrzyła na mnie z napięciem, ale już nie padłem. Chwiejąc się podszedłem do niej i spojrzałem w oczy.
- Lyka… - powiedziałem i przytuliłem ją mocno.
- Blue. Jak się czujesz? – spytała cicho uśmiechając się.
- Dobrze. Dzięki tobie. A ty jak się czujesz? – spytałem patrząc jej w oczy.
- Świetnie. – powiedziała. Nagle dostrzegłem ranę na jej ramieniu, z której sączyła się krew.
- Kłamczucha. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem i oczyściłem jej ranę. Może nie byłem uzdrowicielem, ale znam się na podstawach. Zabandażowałem jej ramię.
- Dziękuję. – powiedziała.
- Nie. To ja ci dziękuję. – powiedziałem i pocałowałem ją. – Uratowałaś mi życie.
- Po tym jak ty ocaliłeś moje. – powiedziała uparcie. Zaśmiałem się cicho i ją pocałowałem.
- Kocham cię, wiesz? – powiedziałem.
- Wiem. Ja ciebie też. – odparła.
<Lyka?>