Lyka znowu zasnęła. Potrafiła zasnąć w sekundę. Zazdrościłem jej tego, bo ja najczęściej musiałem czyhać na sen z zatrutymi strzałami. Obserwowałem jak śpi wtulona we mnie. Wyglądała przesłodko. Pocałowałem ją w czoło. Wymamrotała coś przez sen i uśmiechnęła się. Przytuliłem ją i po raz pierwszy od dawna, zasnąłem od razu kamiennym snem. Gdy się odwróciłem, było około południa. Lyka nadal spała, a Fanta gdzieś zniknęła. Moja ukochana cały czas się uśmiechała i coś mówiła, ale nie rozumiałem co. Ale z jej miny wnioskowałem, że sen jej się bardzo podoba i nie chciałem jej budzić. Powoli wstałem i poszedłem na polowanie. Po powrocie z wielkim jeleniem, znowu wszedłem na drzewo, gdzie Lyka cały czas spała. „Niezły śpioszek” – pomyślałem z rozczuleniem. Pocałowałem ją w czoło. Chyba jednak czas się obudzić.
- Wstawaj piękna, już po południu. Czas wstawać – szeptałem jej do ucha. Po chwili dmuchnąłem jej do ucha, a ona powoli otworzyła oczy.
- Cześć. – mruknęła sennie. – miałam taki fajny sen… - zachichotałem.
- A jaki? – spytałem i położyłem się obok niej.
<Lyka? ;]>