Nie chciałem się z nią rozstawać, ale nie miałem wyboru. Praktycznie doczołgałem się do swojej jaskini. Padłem na posłanie i rozmyślając o Lyce, zasnąłem. Śniło mi się, że lecieliśmy razem w przestworzach, goniąc słońce, by dzień nigdy się nie skończył. Nie męczyliśmy się, nie byliśmy głodni, nie znane nam były żadne przyziemne potrzeby. Wszystko czego potrzebowaliśmy, mieliśmy w sobie. O dziwo cały czas rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy się. Nie wiedziałem, że można tak długo rozmawiać, ale nam to nie sprawiało trudności. Byliśmy razem i tak już miało zostać. Byłem szczęśliwy. Nagle uświadomiłem sobie, ze w realu jestem równie szczęśliwy jak we śnie i dzięki temu stałem się jeszcze szczęśliwszy. Nic i nikt mi tego nie popsuje...
------------------------------ Następnego dnia ----------------------------------------
Obudziłem się z myślą, że jestem największym szczęściarzem na świecie. Nauczyłem się doceniać to, co mam i to przez jedną noc, przez jeden sen! Pobiegłem do Lyki. Jeszcze spała, a ja nie chciałem jej przeszkadzać. Zamiast tego, postanowiłem zrobić jej śniadanie do łóżka. Upolowałem wielkiego jelenia, z wielkim trudem, bo byłem lekko zaspany, i przygotowałem go ładnie. Potem zerwałem trochę róż i wszystkie, oprócz jednej, obdarłem z płatków. Stworzyłem z nich ścieżkę, która prowadziła nad piękny strumyk na końcu ścieżki zakochanych. Przygotowałem wszystko i usiadłem przy strumyku. Teraz zostało już tylko czekać…
<proszę Lyka dokończ>